WYJAZDY - BEZMIECHOWA - II Wyjazd ASW (11-18.10.2014)
Lukasz Pantula - 2014-09-03, 10:00
Ja się wykruszam.
Vex - 2014-09-17, 12:54
Cześć,
do wyjazdu już niedaleko. Zamykamy powoli listę (rezerwacja pokoi). Czy ktoś jeszcze chętny / rezygnuje?
W związku z tym, że nie wszyscy będą przez cały termin (w tym również najprawdopodobniej ja). Bardzo proszę o deklaracje w jakich terminach planujecie pobyt. Informacja będzie uzupełniona w pierwszym poście przy liście uczestników.
Lyku - 2014-09-17, 23:23
Witam,
niestety, na ten moment tylko weekend 11-12.10
Pozdrawiam,
yamakazik - 2014-10-01, 21:24
No i mam na 100% delegację, odpadam.
Lyku - 2014-10-05, 07:53
Podbijam - Panie Tomaszu, proszę wpisać: 11-13.10
Pozdrawiam, Łyku
Vex - 2014-10-13, 20:30
DZIEŃ PIERWSZY- SOBOTA
Osobno i po wielu przygodach już w drodze dotarliśmy do celu- Szybowisko Bezmiechowa w składzie: Wiki, Tomek, Heniu, Jarek (Papa), Łyku i Karol oraz zaprzyjaźniony z nami Sasza Hirsztritt. Wojtek Średniawa przeprowadził nam odprawę dotyczącą latania na Bezmiechowej i organizacji lotów. Odprawa skończyła się w porze lunchu, a ponieważ nasz turnus zazębiał się z warszawskim turnusem, nie mieliśmy szans na latanie w południe to podjęliśmy słuszną decyzję o zjedzeniu pierwszego posiłku w pięknych, bieszczadzkich okolicach. W drodze powrotnej na Bezmiechową zgarnęliśmy Pawła S., który w wyniku wielkiej potrzeby przeżycia bajeranckiej przygody z dojazdem na obóz, jechał na raty z Warszawy skutecznie bijąc rekord prędkości podróżnej. Kółka w naszych autkach znów zawiozły nas na Górę, ale dalszy brak możliwości latania w sobotę ze względu na dużą ilość chętnych zmusiły nas do zapoznania się z innymi lotniczymi terenami. Pojechaliśmy do Żernicy Wyżnej obejrzeć naprawdę świetne lądowisko. Spotkaliśmy tam Jarka Urbana z rodzinką! Mimo, iż jest położone w górskim terenie, jest prawie całkowicie płaskie, a do tego oświetlone. Odbywa się tam teraz obóz falowy organizowany przez Lotniczą Bobulandię. Wieczorem część dalsza integracji- Łyku zabrał ze sobą furę orzechów włoskich, więc każdemu udało się podziubać.
DZIEŃ DRUGI- NIEDZIELA
Piękne jesienne liście i wspólne śniadanie pozytywnie naładowało nas do działania i po stawieniu się na odprawie byliśmy zwarci i gotowi do latania. Chwilę zeszło się jeszcze zanimśmy zaczęli latać, ale Tomek wyciągnął swojego drona i mieliśmy niezłą zabawę (szczegóły na zdjęciach). A później.... się zaczęło! Nalataliśmy się jak bąki, a przynajmniej każdy się przeleciał. Ci, co już latali na Bezmiechowej i mają uprawnienia do startu grawitacyjnego polecieli na lot sprawdzający, a reszta powoli robiła uprawnienia grawitacyjne. Najpierw Heniu, który się spieszył, zakończył całe przeszkolenie na grawitację, później jeszcze Wiki ukończyła. Pod swoje skrzydła przygarnął nas instruktor Marek Orzech, z którym naprawdę super się nam lata! Reszta zakończyła dzień lotny z kilkoma lotami i nadzieją, że skończą w następnych dniach. Po lotach jeszcze odprawa, tradycyjne laszowanie i przeszliśmy do innych, równie przyjemnych tematów. Wieczorem tradycyjna uczta oraz dłubanie orzechów...
DZIEŃ TRZECI- PONIEDZIAŁEK.
Szybkie śniadanko (dzięki Łyku za gulasz angielski :D ), odprawa przedlotowa i prosto do hangaru. Niestety to był drugi dzień bez żagla, bo jakoś wiatry nam nie chcą sprzyjać. Ale Sasza i Paweł polecieli sami grawitacyjnie uzyskawszy uprawnienie, Jarek też poćwiczył. Łyku ustanowił rekord dnia w długości lotu (całe 5 minut), ale i tak było fajnie Kondycyjnie (dot. wchodzenia na Górę) idzie nam coraz lepiej, organizacja startu przez nas również nie pozostawia nic do życzenia, a i towarzyszy nam świetna zabawa! Niestety wieczorem Łyku opuszcza miejsce, skąd Tadeusz Góra wystartował na swój rekordowy lot... W ciągu dnia słyszeliśmy na radiu jeszcze Henia, który nad nami przelatywał, ale on nas chyba nie usłyszał Pogoda jest przecudna, tylko trochę za mało wieje. We wtorek ma się nasilić wicher, więc kładziemy się z nadzieją na lepsze jutro. Jak odbieramy latanie na Bezmiechowej? Przede wszystkim jako nowe, fantastyczne doświadczenie. Lądowisko jest wymagające, ale doświadczenia tu zdobytego nikt nam nie odbierze, więc czerpiemy nauk ile nam do głów wejdzie i nawyków, które zostaną nam w naszej lotniczej krwi. Wspaniała atmosfera, pomoc z każdej strony oraz cudowny mikroklimat sprawia, że chyba nikt z nas nie chce stąd wyjeżdżać...
Lyku - 2014-10-14, 11:25
"Exactly"
jak wynika z relacji - nie nudziliśmy się. W stosunku 30min operacji lotniskowych/2 min lotu - minuta lotu w Bezmiechowej to 30 min w Turbi :) Gdy wieje 6m/s to za mało na żagiel, ale też za dużo na wyciągarkę aby z tylnym wiatrem startować pod stok i próbować się zaczepić na termikę. W takiej sytuacji pozostało nam tylko ugniatać trawę i podziwiać cumulusy z ziemi.
Interesujący jest natomiast zaawansowany projekt Tomka, który przy aktywnej współpracy z ChRL testuje nowatorski system sterowania cyborgów za pomocą drona. Jak widać na zdjęciach, Wiktoria nie widziała słońca poza obrazem cyfrowym, a jej aktywność przypada tylko na krótkie okresy uzależnione od pojemności ogniw litowo-polimerowych.
Pozdr, Łyku
Vex - 2014-10-17, 08:53
DZIEŃ CZWARTY- WTOREK
Zjedzone śniadanie w pośpiechu. myk na odprawę i do hangaru. Warunki zapowiadały się rewelacyjnie! Idealny kierunek wiatru i siła- jednym słowem pogoda, po którą tu przyjechaliśmy! Najpierw Wiki i Tomek zrobili po LSie na żaglu, potem Tomek poleciał na samodzielny lot żaglowy (i ukończył uprawnienie). Paweł i Sasza pobujali się na żagielku instruktorskim. Nie ma co się za dużo rozpisywać, ale kto nie przyjechał, niech żałuje! Niektórym z lotników udało się wejść na falę nawet! Ruch na Bezmiechowej był jak w ulu- prócz nas było baaardzo dużo innych pilotów, ale każdy, kto chciał to polatał!
DZIEŃ PIĄTY- ŚRODA
Na Bezmiechu został Papa i Paweł, ale pogoda nie wyjechała. Wprawdzie dziś słabiej wieje, ale chłopakom udało się polatać za wyciągarką. Jutro dojedzie Marian, a i Wiki z Tomkiem wrócą. Liczymy, że pod koniec turnusu wróci żaglowa pogoda! Ale tę słabą pogodą osłodził nam przylot (w sumie to przelot) Homika. Więcej na zdjęciach, głównie Pawła
DZIEŃ SZÓSTY- CZWARTEK
Marian pędził z rana z Warszawy celem polatania, ale... lotów nie było. Chociaż po południu chyba się dało polatać... Pod wieczór wrócili ze Stalowej Wiki i Tomek z nadzieją na piątkowe latanie.
DZIEŃ SIÓDMY- PIĄTEK
Pierwsza odprawa o 9:00- na razie decyzja o kolejnej odprawie na 10:00....
yamakazik - 2014-10-17, 09:49
I co dalej? Co dalej? Piszcie co dalej!
Vex - 2014-10-17, 19:39
Po drugiej odprawie o 10 decyzja była jednoznaczna- będzie to dzień zwiedzania i ogólnej rozpusty, ale bez latania. Wklepawszy trasę nad Solinę do Automapy chyba nie byliśmy do końca świadom, w co się pakujemy, a i Tomek jeszcze nie wiedział wtedy, że jego auto jest w stanie tyle znieść i że potrafi pływać. Okazało się mniej więcej w połowie drogi, że albo musimy przeprawić się przez wodę albo zawracać, nadrobić kilometrów i jechać inną drogą. Na szczęście miejscowy kierowca przetarł szlaki i odważnie przejechaliśmy rzeczny odcinek drogowy. Na zwiedzanie byliśmy umówieni w południe, więc wcześniej przeszliśmy się po koronie zapory na Solinie. Narodziło się tam wiele pytań, o które później pytaliśmy Pana z PGE, który nas oprowadzał po terenie elektrowni. Dzięki Marianowi udało nam się wejść i poznać elektrownię wodną od środka. Mielilśmy porównanie, jak kiedyś wyglądało dowodzenie takim sprzętem i sterowanie, a jak dzisiaj. Wrażenie robią rozmiary machin, dzięki którym to wszystko funguje. Samo wejście w głąb było już dla nas ogromnym przeżyciem! Przed budynkiem elektrowni stały sobie jakby nigdy nic dwa śmigłowce. I wcale nie stoją one dlatego, żeby w razie "w" pracownicy mogli dać nogę, kiedy będzie zalewało wioski poniżej. Stoją tam z czystej sympatii do lotnictwa i nie są już lotne. Nasze teorie spiskowe o ukrytej elektrowni jądrowej wewnątrz elektrowni wodnej również się nie potwierdziły.
Część naszego składu odczuwała już powoli obiadowy głód, ale pojechaliśmy dalej, do Polańczyka (podobnoż miejscowość uzdrowiskowa). Tam pochodziliśmy między łódkami (Papa tym razem był naszym przewodnikiem i opowiadał o pływaniu na Solinie) i obejrzeliśmy jezioro od innej strony. A jakie tam były widoki! Fantastycznie!
W drodze na wymarzony obiad zajechaliśmy do Weremienia- to był lotniczy akcent tego dnia. Dojeżdżając widzieliśmy Bociana, który latał. Ale tyle było z tego latania... W Lesku jeszcze małe uzupełnienie spożywczych tematów (w tym ziemniaków, których mieliśmy niedobór). Po niezłym obiedzie, wróciliśmy na Górę. Ale pogoda nadal nijak sprzyjała lotnictwu, więc zaczęliśmy próby rozgonienia mgły strzelając z działa, które przemyciliśmy z Turbi. Zionąc ogniem z lufy doskonaliliśmy technikę strzelania ziemniakami. Miejmy nadzieję, że nie obudziliśmy jakiegoś bieszczadzkiego niedźwiedzia... Więcej zobrazują Wam zdjęcia Skudiego.
A teraz siedzimy, relaksujemy się i rozprawiamy o życiu. Jutro ostatni dzień!
Wiki - 2014-10-18, 19:14
DZIEŃ ÓSMY, OSTATNI- SOBOTA
Jeszcze w piątkowy wieczór pogody dawały nam nadzieję, że jednak w sobotę się oderwiemy od ziemi, choćby na strzał z windy. Pierwsza odprawa odbyła się o 9, ale ze względu na sytuację za oknem została przełożona na 11:37, ale i ona została przełożona na 13. Na ostatniej odprawie wyklarowała się ekipa, która pojechała sprawdzić stan pasa pod kątem zdatności do lotów. Niestety loty odwołano. My szybko wystrzeliliśmy ostatnie kartofle z działa i powoli ruszyliśmy w stronę Turbi. Papa wyjechał trochę wcześniej, a reszta ekipy na dwa wozy bezpiecznie szusowała po podkarpackich drogach czujnie obserwowana przez oczy węża...
Lyku - 2014-10-18, 20:49
Mam nadzieję, że odstawiliście Pawła na PKS ?;-)
yamakazik - 2014-10-20, 11:49
Jakiego węża?
Lyku - 2014-10-20, 12:59
Oczy węża
|
|
|